„Przygodę z pisaniem na poważnie zaczęłam chyba dzięki tym wszystkim wspaniałym książkom, jakie przeczytałam” – rozmowa z pisarką i copywriterką Magdaleną Madejską

Mama, żona, pisarka i copywriterka, kobieta wielozadaniowa, która mimo wielu obowiązków nie zapomina o swoich marzeniach. Wkrótce spełni się jedno z nich, gdy światło dzienne ujrzy jej pierwsza powieść „Jeszcze będziesz szczęśliwa”. Redakcji Świata Kobiecej Mocy opowiedziała między innymi o tym, jak powstawała książka, jak wygląda proces wydawniczy oraz o swoich planach na przyszłość.

Cześć Magda. Dziękuję, że zgodziłaś się na rozmowę. Powiedz proszę, jak rozpoczęła się Twoja przygoda z pisaniem? Czy miłość do słowa miałaś w sobie od zawsze, czy może ktoś lub coś sprawiło, że pokochałaś pisanie?

Pisałam już w dzieciństwie. Zaczęło się od piosenek. Pisałam teksty, które z biegiem czasu gdzieś się zapodziały, a szkoda, bo chętnie bym teraz do nich zajrzała. Później pojawił się pamiętnik. Przez wiele lat był moim towarzyszem i powiernikiem najskrytszych tajemnic. Do tej pory przechowuję moje zapiski. Swoją drogą mam kiepską pamięć, więc nie raz i nie dwa przypomniały mi o czymś ważnym.  

Z kolei jako nastolatka pisałam opowiadania. Oczywiście tematyka kręciła się wokół nastoletnich problemów, radości, pierwszych drgnień serca. Wtedy też powstała moja pierwsza „książka”. Biorę to w cudzysłów, ponieważ było to raczej dłuższe opowiadanie, zapisane ręcznie w jednym niezbyt grubym zeszycie. Kto wie, może kiedyś będzie bazą do jakiejś powieści? 

Przygodę z pisaniem na poważnie zaczęłam chyba dzięki tym wszystkim wspaniałym książkom, jakie przeczytałam. W pewnym momencie pojawiła się myśl: „Ach… Chciałabym kiedyś napisać coś, przy czym inni będą się wzruszać, uśmiechać…”. A kiedy już się taka myśl pojawiła, zaczęłam działać.

Wkrótce premiera Twojej pierwszej książki i marzenie się spełni, do kogo ją kierujesz?

Tak! Już nie mogę się doczekać momentu, kiedy wezmę do ręki moje literackie dziecko! Książka „Jeszcze będziesz szczęśliwa” to powieść obyczajowa. Kieruję ją do kobiet zakochanych w książkach, uwielbiających poznawać nowe historie i szukających w literaturze wzruszeń, nadziei, pocieszenia. Do kobiet, które są być może w trudnym momencie życia i potrzebują na chwilę oderwać się od swojej rzeczywistości, przenieść w świat bohaterów, którzy choć fikcyjni, to tacy jak one: pełni zalet, wad, marzeń, emocji… Chciałabym, aby po przeczytaniu mojej książki pomyślały: „Ok. Jest źle, ale kiedyś w końcu i dla mnie zaświeci słońce”. 

Wierzę też, że nawet jeśli w Twoim życiu wszystko jest ok, jesteś szczęśliwa i spełniona (tego życzę każdej z nas), to moja książka i tak przypadnie Ci do gustu. Uważam, że książki poruszające trudne tematy, a taka właśnie jest moja powieść, uwrażliwiają nas na innych ludzi, na siebie i na to, co w życiu ważne.

Ile czasu zajęło Ci jej napisanie? Czy trudno było pisać regularnie, a może wręcz przeciwnie wena niosła Cię na swoich skrzydłach?

Książkę pisałam około pół roku. Zaczęłam, kiedy mój starszy synek miał sześć miesięcy. Czas na pisanie miałam wtedy, gdy mi na to pozwalał. Ewentualnie wtedy, gdy mój mąż lub siostra się nim zajmowali. Były momenty, kiedy, jak to ładnie ujęłaś, wena niosła mnie na swoich skrzydłach, a były takie, kiedy przez kilka tygodni nie napisałam nawet słowa. 

Ostateczną motywację do ukończenia pierwszego draftu (czyli takiej pierwszej, nieoszlifowanej wersji) było NaNoWriMo – pisarska inicjatywa polegająca na tym, że pisarze z całego świata postanawiają przez cały listopad, codziennie pisać określoną liczbę wyrazów. Z założenia jest to około 1667 słów dziennie, co w rozrachunku miesięcznym pozwala praktycznie ukończyć powieść. Nie pisałam aż tyle, ale każdego dnia dopingowana przez męża, siadałam i… klikałam w klawisze komputera. Pod koniec listopada miałam ukończoną powieść i sama nie mogłam w to uwierzyć.

Jak wygląda proces wydawniczy? Czy trudno jest wydać własną książkę?

Hmm… I trudno, i łatwo. Kiedy wydaje się w trybie selfpublishingowym, tak jak ja, trzeba zająć się wszystkim samemu. Czym jest to wszystko? Otóż po napisaniu pierwszego draftu warto chwilkę ochłonąć i po jakimś czasie usiąść do poprawek. 

Poprawioną książkę wysyłamy później do beta-czytelników. Są to osoby, które wybieramy, aby zapoznały się z tekstem i pomogły oszlifować nasz diament. One uważnie ją czytają, dzielą się swoimi uwagami, sugestiami, przemyśleniami.

Później szukamy profesjonalnego redaktora. Redaktor czyta nasz tekst, wskazuje ewentualne nieścisłości, błędy fabularne, sceny do poprawienia, przepisania, usunięcia, dopisania… My, jako autorzy, w zgodzie ze sobą i swoim tekstem nanosimy poprawki. Dobry redaktor to skarb, który pomoże wydobyć z książki to, co najlepsze!

Zredagowaną książkę przesyłamy do korektora. On swoim czujnym okiem wyszukuje literówki, błędy stylistyczne, interpunkcyjne, ortograficzne i odsyła nam plik, byśmy mogli je poprawić. 

Kiedy to zrobimy, nasz tekst czeka skład i łamanie. Brzmi strasznie, ale chodzi tu o sformatowanie i rozmieszczenie tekstu tak, by był gotowy do druku, a nowa książka niczym nie różniła się od tych, które stoją na naszych półkach. Osoba zajmująca się składem, sprawdza, czy np. jakiś wiersz nie tkwi sobie samotnie na stronie, czy marginesy i akapity się zgadzają lub, czy jakaś pojedyncza litera nie przeskoczyła na kolejną stronę. 

Złożona książka wędruje do rewizji. Zajmuje się nią zwykle osoba, która robiła korektę. To ostatni moment na wychwycenie ewentualnych błędów.

Po rewizji plik wraca do składacza. Nanosi on ostatnie zmiany wychwycone przez korektora. Na koniec książka wraca do akceptacji autora. Kiedy wszystkie zmiany są zatwierdzone, składacz może przygotować plik produkcyjny dla drukarni.

Pozostaje tylko wybrać, czy chcemy okładkę twardą, czy miękką oraz papier, na jakim ma być wydrukowana książka.

Oczywiście, gdzieś pomiędzy etapami trzeba pamiętać też o grafiku i przygotowaniu okładki oraz ewentualnych ilustracji do książki. W międzyczasie trzeba też zaplanować strategię promocji książki i zastanowić się, jak będziemy ją dystrybuować. 

Łatwość całego procesu wydawniczego polega według mnie na tym, że możemy, a nawet powinniśmy delegować zadania. Obecnie można znaleźć osoby: redaktorów, korektorów, składaczy, którzy są naprawdę świetni w tym, co robią. Ja, z racji tego, że mieszkam za granicą, załatwiałam wszystko zdalnie. I… udało się!

Jak narodził się pomysł na fabułę książki? Co było dla Ciebie inspiracją życie, wyobraźnia, a może zupełnie coś innego?

Cóż, to jedna z tych historii, które nagle przychodzą do głowy i domagają się tego, by je spisać. Tak właśnie było z „Jeszcze będziesz szczęśliwa”. Któregoś czerwcowego dnia poczułam impuls, napisałam pierwsze słowa i… od tego się zaczęło. Pojawiła się Dagmara, Radek, Edyta, a później inni bohaterowie. Pisałam bez żadnego planu. Wiedzę o tym, jak powinno się konstruować bohaterów, jak budować fabułę, sceny… zdobywałam w trakcie. Moje pisanie było mocno intuicyjne. 

Na pewno w książce jest wiele wątków, które w taki czy inny sposób świadomie lub nie, były inspirowane moimi doświadczeniami. Niektórzy bohaterowie mają takie same cechy jak moi znajomi, członkowie rodziny, ulubieni aktorzy… Kilka szczegółów było zaczerpnięte z mojego życia. Nie mniej cała historia jest fikcyjna a, jak to się mówi, zbieżność z prawdziwymi osobami czy miejscami, jest jedynie przypadkowa. 

Jak udaje Ci się godzić pracę z wychowaniem dzieci? Z własnego doświadczenia wiem, że to niełatwe zadanie. Co pomaga Ci w organizacji codziennych zajęć?

Faktycznie, nie zawsze jest łatwo. Trzeba wybierać priorytety i skupiać się na tym, co mogę w danej chwili zrobić. Nie robić sobie wyrzutów, że czegoś się nie udało. Na ten moment moje dzieci są dla mnie najważniejsze, choć przyznaję, że praca bywa też dobrą odskocznią i pomaga zachować równowagę psychiczną. 

Ostatnio przeczytałam w jednej z książek, że istnieje coś takiego jak Prawo Parkinsona. Zgodnie z nim, im więcej czasu mamy na wykonanie jakiegoś zadania, tym dłużej je wykonujemy. I chyba coś w tym jest. Kiedy mam sporo na głowie: zlecenia copywriterskie, pracę nad książką i przede wszystkim zajmowanie się dziećmi i domem, to łatwiej mi się zorganizować i wszystko ze sobą pogodzić, niż kiedy np. mój starszy synek jest w żłobku, a ja przez cały dzień muszę napisać tylko kilka postów dla klientów. Zwykle wtedy siedzę nad nimi i siedzę, podczas gdy w intensywne dni jestem w stanie zrobić dużo, dużo więcej. 

Na pewno ogromną pomocą jest dla mnie mąż. To on, po swojej pracy, dużo czasu poświęca naszym synom, przejmuje część domowych obowiązków… Chociaż największe wsparcie z jego strony daje mi to, że motywuje mnie do działania, docenia, wierzy we mnie i dopinguje na każdym kroku. Z kimś takim u boku wszystko jest możliwe! 

Zgadzam się. Wsparcie bliskiej osoby jest niezwykle ważne. Jakie są Twoje pasje, zainteresowania poza pisaniem?

Hmm… Uwielbiam czytać i nałogowo kupuję książki, choć stosik wstydu (książki, których jeszcze nie przeczytałam) rośnie z każdym miesiącem. Kolekcjonuję też herbaty. Mam ich tyle, że nie nadążam wypijać. Trzeba też uważać, by żadna nie spadła na głowę, kiedy otwiera się szafkę. Mój mąż twierdzi, że mam za dużo kubków, ale… Czy można mieć za dużo kubków?

Bardzo lubię polski stand-up i z niecierpliwością czekam na nowości od moich ulubieńców.

Lubię też planszówki, choć na nie ostatnio brakuje czasu i sił.

A tak bardziej poważnie, szczególne miejsce w moim sercu zajmuje po prostu drugi człowiek. Interesuje mnie to, jak funkcjonujemy w różnych sytuacjach, z czego wynikają nasze reakcje na to, co się dzieje dookoła, z jakimi problemami się borykamy i co możemy z nim zrobić.

Czy masz już plany na kolejną książkę? Jeśli tak, jaką tematykę chcesz w niej poruszyć?

Plany mam, ale życie mocno je weryfikuje. Jestem, niestety, osobą o dość słomianym zapale. W mojej głowie jest wiele pomysłów, m.in. zarys na kontynuację historii Dagmary, a także pomysł na powieść o poszukiwaniu siebie, własnej tożsamości i odpowiedzi na pytania o to, co jest w życiu najważniejsze. Co z tych planów wyniknie? Zobaczymy. 

Teraz chciałabym skupić się na moich mężczyznach, tych małych i tym dużym. Wierzę, że już niedługo nadejdzie czas, kiedy będę mogła pisaniu poświęcić dużo więcej czasu. Na razie poszukam inspiracji, pozwolę pewnym motywom dojrzeć i rozwinąć się, a poza tym… Może któregoś dnia znowu przyjdzie do mnie jakiś bohater lub bohaterka i zacznie domagać się, by opowiedzieć jej/jego historię?

Dziękuję za rozmowę i życzę dużego grona czytelników.

Dziękuję!

Magdalena Madejska

Na listę osób oczekujących na zakup książki można się zapisać TUTAJ.

Podobne artykuły

One Comment

  1. Magdaleno gratuluję wywiadu. Ogromnie się cieszę, że już za chwilę przytulisz swoje „trzecie” dziecko 😉. Sama też czekam, by je „powąchać” 😉. To jest to – papierowa wersja…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *