Jestem „stara baba”

czterdzieści lat

Pewnego dnia obudziłam się zlana potem… Nagle dotarło do mnie, że mam 40. lat! Obleciał mnie strach, zbladłam i ledwo złapałam oddech. Kiedy już prawie szykowałam ubranie do trumny, wpadła mi do głowy pewna myśl: kochana, Ty nie jesteś stara, Ty jesteś w odpowiednim wieku, żeby móc mówić o osobie „stara baba” i to będzie komplement! Komplement zapytacie? No tak, ile trzeba mieć lat, by móc o sobie szczerze powiedzieć „stara baba”? Odpowiedź jest prosta. W momencie, kiedy zdasz sobie sprawę z tego, że jesteś dobrą osobą, masz swoją moc, jesteś dojrzale piękna, kochasz swój cellulit i zmarszczki pod oczami, wtedy możesz powiedzieć „fajna stara baba ze mnie”.

Stara baba i prawo do marzeń

Powiedzieć sobie powyższe słowa to jedno, ale co z tym zrobić? Czy stara baba ma prawo do zmiany? Czy ma prawo zrobić listę marzeń i je spełniać? Czy ma prawo wierzyć i spotkać miłość?

Ciągle mam przed oczami obraz starszych pań z szydełkiem w ręku, w fartuchu i wałkach na głowie.

To słodki obraz, przyjemny i dający poczucie bezpieczeństwa, ale pojawia się pytanie: „czy ja widzę siebie w tym obrazie”? Czy to będę prawdziwa ja? Szczęśliwa i spełniona? Zapewne, część kobiet, będąca pasjonatkami życia domowego, odpowie sobie „tak”. Tak właśnie siebie widzę w tym obrazie. I to jest ok, ale co z tymi, które chcą korzystać z życia, których obraz samych siebie jest zgoła inny? Dlaczego one czują się, że robią coś nie tak?

Stara baba to ja!

Jestem „starą babą”. Lubię tak o sobie mówić, choć z reguły po tym stwierdzeniu pojawia się szeroki uśmiech na twarzy rozmówcy. Dlaczego tak o sobie mówię? Bo mam 40 lat, poświeciłam połowę swojego życia dla rodziny. Tak wiem, słowo „poświęcenie” jest brzydkim określeniem na macierzyństwo i bycie żoną, ale nie lubię się okłamywać. To, że jestem żoną i matką, to mój świadomy wybór i pewnie, gdybym cofnęła czas, podjęłabym inną decyzję, ale dziś jestem dumna z siebie, że dałam radę. Uczą nas w szkole tysiąca niepotrzebnych rzeczy, a nikt nie uczy bycia rodzicem, małżonkiem, spełniania się w innych rolach, które przychodzi nam pełnić w życiu. Szkoda, bo wielu błędów i rozczarowań moglibyśmy uniknąć. Jestem z siebie dumna, ale nie muszę podskakiwać pod niebiosa z radości, prawda?

czterdzieści lat

Druga połowa życia

Jednak nie o tym chciałam napisać. Chciałam napisać o drugiej połowie życia, która przede mną. Połowie, którą zamierzam przeżyć ze sobą i dla siebie. Połowie, po której mogę zamknąć się w trumnie w czarnym ubraniu, z kwiatami we włosach i uśmiechem na twarzy.

W dniu 40. urodzin było mi mega smutno. Dotarło do mnie, że 40. lat minęło i nie wróci… Spędzałam ten dzień na zamku, na szczycie góry w Sarandzie z rodziną i przyjaciółmi. Jedliśmy kolację, piliśmy pyszne albańskie wino. Jakoś minął ten dzień. Kolejny to już czysta refleksja nad tym, jak pięknie mi w życiu. Mogę być na końcu kontynentu, rozmawiać z obcymi ludźmi, śmiać się i pluskać w przeźroczystej wodzie. „Ja to mam szczęście!” – pomyślałam sobie. Tylko dlaczego nie jestem szczęśliwa? Nie dość, że jestem stara, to jeszcze nieszczęśliwa… koszmar.

Jak to w koszmarach bywa, z cieni i czarnej otchłani wyłania się bohater ratujący innych. U mnie również się pojawił, a właściwie była to bohaterka – skrywana głęboko we mnie JA. Nagle, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, obudziłam się. Dotarło do mnie, że mam 40 lat, więc wszystko mi wolno. Teraz nie muszę zastanawiać się, co pomyślą o mnie inni. Mogę mówić, co myślę, korzystać z życia, chodzić bez stanika, tańczyć w deszczu i krzyczeć w lesie, kiedy jest mi źle. Wolno mi, bo żyję, czuję i chcę być sobą.

Jestem wystarczająca, nie taka czy owaka, ale wystarczająca. Popełniam błędy, zajadam stres lodami i chodzę w dresach po bułki do sklepu.

Poczułam się lżejsza, kiedy zrozumiałam, że jestem wolna, że żyję dla siebie, nie dla innych. Nie żyję, by spełniać czyjeś oczekiwania, ale swoje marzenia. Moje i tylko moje. Mam ich 35 na liście… Zamierzam spełniać jedno po drugim.

czterdzieści lat

Jako nastolatka, byłam przekonana, że 40. lat to koniec życia, to już starość! Dziś uśmiecham się na tę myśl. Patrząc na siebie w lustrze, mówię: „Jesteś niesamowita stara babo”. Wychowałaś dzieci, osiągnęłaś najwyższy szczebel awansu w miejscu pracy, a teraz czas na nowe wyzwania. Mam szczęście, bo lubię wyzwania i jestem głodna życia. Każdego dnia próbuję uczyć się siebie od nowa, stawiam sobie nowe cele, po to, by się rozwijać i smakować życia.

Zrozumiałam, że w tym momencie obudziłam się nie ze zwykłego, nocnego snu, ale z 40. letniego snu kobiety szukającej spełnienia, drogi i siebie…

Aneta Pawlarczyk-Świtoń

Podobne artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *