Dolce Vita, cappuccino i street photography
Marzena Szmidt, Polka, która od ponad 20 lat mieszka we Włoszech. Prywatnie mama uroczego modela. Kobieta przedsiębiorcza, która swój „dziki” pomysł przerodziła w biznes. W wywiadzie, jakiego udzieliła redakcji portalu Świat Kobiecej Mocy, opowiada o życiu we Włoszech, swojej pasji i o tym, w jaki sposób znalazła się na emigracji.
A.R.: Dzień dobry Marzeno. Dziękuję, że przyjęłaś zaproszenie do rozmowy.
M.Sz.: Dzień dobry. Dziękuję za zaproszenie.
A.R.: Czy mogłabyś na początek zdradzić naszym Czytelniczkom, jak znalazłaś się we Włoszech? Co sprawiło, że postanowiłaś przenieść się do magicznego kraju słodkiego życia?
M.Sz.: Do Włoch trafiłam przez przypadek. To był impuls. Miałam wtedy 23 lata. Kraj ten od zawsze wydawał mi się fascynujący, zwłaszcza po obejrzeniu filmu F. Fellini „Dolce Vita”. Mając 20 lat, poznałam prawdziwych Włochów, dzięki którym udało mi się zwiedzić północną i środkową część tego kraju. Trzy lata później zostawiłam Uniwersytet i pracę w banku, przeniosłam się do państwa słynącego z pysznego cappuccino. Tutaj chciałam zacząć moje życie inaczej. I tak się stało.
A.R.: Czym się zajmowałaś po przyjeździe?
M.Sz.: To były czasy, kiedy Polska nie była w Unii Europejskiej, więc zaczynałam od pracy typu opiekunka do dzieci, pomoc domowa, sprzedawca antyków ze wschodu. W wolnym czasie studiowałam włoski na tyle, by uzyskać stały etat. Pracowałam w firmie zajmującej się podwodnymi naprawami statków i konstrukcją rurociągów. Opracowywałam kosztorysy dla armatorów. Pamiętam, kiedy pierwszego dnia pojawiłam się w pracy ze słownikiem terminologii morskiej, mój szef niezwykle zdumiony tym profesjonalnym podejściem, niemal dostał ataku śmiechu.
A.R.: Czym się obecnie zajmujesz?
M.Sz.: Po urodzeniu synka chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu. Porzuciłam pracę na etacie. Jestem osobną niezwykle aktywną. Po upływie roku zaczęłam opracowywać plan własnego biznesu. Jako miłośnik podróży i znawca różnorodności zakwaterowań dla turystów stworzyłam miejsce, w którym przyjmuję gości z całego świata. Po roku tej działalności powiększyłam ofertę o następny apartament.
A.R.: Twoje apartamenty mają nazwę ZENA. Skąd pomysł na nią?
M.Sz.: Przez 15 lat mieszkałam w Genui, którą w odległych czasach nazywano Zena, czyli z języka arabskiego „piękna”. Mam wielki sentyment do tego miasta.
A.R.: Na Twoim fanpage’u „Apartamenty Zena” widziałam nietuzinkowe zdjęcia. Czy zdradzisz nam, kto jest ich autorem?
M.Sz.: Dziękuję bardzo. To moje kadry. Od zawsze fascynuję się fotografią. Moim ulubionym typem jest street photography, a od ponad roku studiuję w Akademii Fotografii Dziecięcej, dzięki czemu mój synek stał się moim prywatnym modelem.
A.R.: Czy jest coś, co chciałabyś przekazać kobietom, które przeczytają ten wywiad?
M.Sz.: Spróbuję. Od dawna moim mottem jest: Nie oczekuj, nie oceniaj, rób swoje! W swojej prostocie jest ono dla mnie pewnego rodzaju wyzwoleniem. Chodzi o to, by skoncentrować się na tym, co chcemy stworzyć, nie porównując się z innymi. Działać zgodnie z własnymi potrzebami, wartościami i umiejętnościami, a przede wszystkim mieć odwagę podążać za marzeniami.
A.R.: Dziękuję Marzenko za inspirującą rozmowę.
M.Sz.: Ja również pięknie dziękuję.
Z Marzeną Szmidt rozmawiała Anna Radzik – copywriterka.